IWONA ZAJĄC. STOCZNIA - MURALE (dokumentacja) 2010
Dodane przez awe dnia July 19 2014 14:26:49

1 przęsło

Kiedy widzę jak wodują statek to jestem dumny, że przyczyniłem się do jego powstania. Czuję, że w nim jest część mojej pracy. Związałem się z tą pracą i muszę tu być do końca, choć zdrowie nie dopisuje i nieraz mam dość.


2 przęsło
W sumie to mam dużo szczęścia, bo za młodu, kiedy jeszcze na statku robiłem, wchodziłem po drabinie na dole w maszynowni, deska z rusztowania spadła z góry, z samego komina, o tak mi o po plecach przejechała. Żebym był jeden stopień niżej to by mi ramię obcięło.


3 przęsło
Jak zamykali część zakładów nie czułem się za dobrze, bo bez pracy to gdzie, co mam robić? Kraść czy co? Było nieprzyjemnie. Jeszcze jak człowiek młody to nie ma sprawy i jak ma jakiś fach to zawsze znajdzie, jeżeli chce, ale w starszym wieku to trzeba wytrwać.


4 przęsło
Jestem związany z tym miejscem, tyle lat tu pracuję, że ciężko by mi było znaleźć coś nowego, odnaleźć się w innej pracy. Jak przejdę na emeryturę to będę odwiedzać stocznię, będę tu przyjeżdżać.
Zapomniałem o swoich marzeniach. Człowiek idzie tam gdzie, są pieniądze.
W życiu nie zawsze wychodzi, tak jak się chce. Chciałem dom postawić, a w czasie wolnym lu-biłem w piłkę grać, muzyki posłuchać, poopalać się na słoneczku.
Tyle pracy było włożone w to miejsce, tyle ludzi tu pracowało, a teraz wszystko znika. Sam nie wiem jakie to uczucie.


5 przęsło
Teraz każdy podchodzi materialnie do pracy, żeby mieć jakieś korzyści, zyski z tego. Tutaj się po to pracuje, żeby przeżyć. To jest przykre, bo tyle lat się pracowało i widać było jak ten zakład prosperował, a nagle zrobili z niego pustynię. Szkoda słów, to nic nie zmieni.
W 1962 roku rozpocząłem pracę w stoczni. Miałem 14 lat. Nie myślałem, że na tak długo tu zostanę. To miała być taka przygoda za młodu. Skończyłem zawodówkę, jeszcze bym może nie pracował, ale zdałem do technikum wieczorowego i chciałem je skończyć, i tak zostałem. Wojsko, ożeniłem się, później dzieci i dalej już nie można szukać, jak się znalazło swoje miejsce. Przez tyle lat widziałem jak ludzie przychodzą, odchodzą, a człowiek zostaje cały czas ten sam.
35 lat pracowałem bezpośrednio na statku, później coś miałem ze sercem i mnie zdjęli. Tutaj na tej hali pracuję siedem lat. W tej chwili nie mam gdzie się przenieść, kto by mnie wziął na dwa lata przed emeryturą, zresztą zdrowie mi nie pozwala. Tych, co tu przyszli razem ze mną, ze szkoły, cośmy razem chodzili, to tylko czterech zostało. Ludzie porozchodzili się po świecie, a z tą czwórką przyjaźnię się do dziś. Ze starymi pracownikami, już na emeryturze, spoty-kam się u lekarza albo na pogrzebach i wtedy najbardziej chcą wiedzieć, co się dzieje w stocz-ni, jak tam wszystko teraz wygląda.
Trzeba się dobrze zastanowić, jeżeli chce się podjąć pracę w stoczni, bo tu jest ciężko. Człowiek za młodu to nie wie, co go czeka, ale warto przemyśleć pewne rzeczy, jeżeli chce się z tym związać, bo później trudno się z tego miejsca wycofać.

6 przęsło
W 1962 roku rozpocząłem prace w stoczni. Miałem 14 lat. Nie myślałem, że na tak długo tu zostanę. To miała być taka przygoda za młodu. Skończyłem zawodówkę, jeszcze bym może nie pracował, ale zdałem do technikum wieczorowego i chciałem je skończyć i tak zostałem. Wojsko, ożeniłem się, później dzieci i dalej już nie można szukać jak się znalazło swoje miejsce. Przez tyle lat widziałem jak ludzie przychodzą, odchodzą, a człowiek zostaje cały czas ten sam.
35 lat pracowałem bezpośrednio na statku, później coś miałem ze sercem i mnie zdjęli. Tutaj na tej hali pracuje siedem lat. W tej chwili nie mam gdzie się przenieść, kto by mnie wziął na dwa lata przed emeryturą, zresztą zdrowie mi nie pozwala. Tych, co tu przyszli razem ze mną, ze szkoły, cośmy razem chodzili, to tylko czterech zostało. Ludzie porozchodzili się po świecie, a z tą czwórką przyjaźnię się do dziś. Ze starymi pracownikami, już na emeryturze, spotykam się u lekarza, albo na pogrzebach i wtedy najbardziej chcą wiedzieć, co się dzieje w stoczni, jak tam wszystko teraz wygląda.
Trzeba się dobrze zastanowić, jeżeli chce się podjąć pracę w stoczni, bo tu jest ciężko. Człowiek za młodu to nie wie, co go czeka, ale warto przemyśleć pewne rzeczy, jeżeli chce się z tym związać, bo później trudno się z tego miejsca wycofać.


7 przęsło
Będzie mi ciężko rozstać się z tym zakładem, z ludźmi, którzy tu pracują, nie wiadomo tylko czy człowiek doczeka tej emerytury, ale trzeba być optymistą.
Lepiej czasem o tym nie myśleć, bo inaczej można się załamać. Ciężko się rozstać, człowiek czuje się taki niepotrzebny, jeszcze jak nie ma innego zajęcia, działka czy coś innego, nie ma gdzieś tam jakiejś dodatkowej rozrywki, to naprawdę przykro jest. W ‘97 jak nas zwolnili i nie wiedzieliśmy, co dalej będzie ze stocznią, trochę krucho było z tym myśleniem. Martwiłem się, że nie te lata, nie to zdrowie. Miałem iść na roczną kuroniówkę? Co to jest te parę groszy? A później gdzie....?
Nie wyobrażam sobie, żeby na tych terenach powstało coś innego, tu jest blisko kanał, blisko otwarte morze, innego wyjścia nie ma tylko budować statki non stop, czy większe, czy mniejsze, ale budować




8 przęsło
W szkole podstawowej mówili o krajach, które mają dostęp do morza, że to ich okno na świat. Człowiekowi chciało się pracować, z radością szedł do stoczni. Teraz przykro na stocznię po-patrzeć. Kiedy podczas likwidacji stoczni palili maszyny, żeby je potem sprzedać na złom, pękało mi serce. Na barkach stoczniowców wielu ludzi doszło do władzy. Inni pozakładali własne firmy. A my nie możemy doczekać się wypłat. Jestem dzieckiem stoczni. Tu zacząłem prace i tu zostanę. Na dobre i na złe.



9 przęsło
W stoczni pracuję od 79 roku. To była moja trzecia praca. Do pracy na terenie stoczni zmusiły mnie warunki rodzinne. Moi rodzice wcześnie zmarli, tu był brat, siostra, ja zostałem sam na wsi, nie miałem innego wyjścia, musiałem przyjść tutaj bliżej rodziny i nie żałuje do dziś.
Zżyłem się ze stocznią teraz nawet nie miałbym wyjścia, muszę zostać tu do końca ze względu na stan zdrowia.
Stoczniowa robota jest ciekawa i ciężka, czy to na statku, czy to na hali, na statku tym bardziej i ciężka i niebezpieczna, ale pracować trzeba.
Pracowałem jako kierowca, operator, to była dużo lżejsza robota.
Wcześniej było więcej pracy, statek przy statku stał na nabrzeżu, pracowało wtedy siedemnaście tysięcy ludzi. Małe miasteczko powiatowe.
Chciałbym żeby ta stocznia jeszcze pozostała dla młodszego pokolenia jako zakład pracy. Żeby istniała do końca, jak najdłużej pod tą nazwą, jako producent statków, żeby ludzie nie musieli szukać innej roboty, żeby mieli to zajęcie.
Będzie mi ciężko rozstać się z tym zakładem, z ludźmi, którzy tu pracują, nie wiadomo tylko czy człowiek doczeka tej emerytury, ale trzeba być optymistą.

10 przęsło
Człowiek się czuje taki pokrzywdzony, oszukany, niedoceniony, jesteśmy tylko do roboty, do ni-czego więcej dopóki mamy zdrowie, bo jak nie ma zdrowia, to też nas kopną.
Przekonałem się, że nie ma co wierzyć za bardzo ludziom, jak mieć przyjaciela to jednego, ja takiego mam, poszedł na emeryturę w zeszłym roku, a właściwie go zwolnili. Spotykamy się raz u niego, raz on u mnie.
Stoczniowcy wywalczyli wolność i muszą za to zapłacić.
Lepiej się nam żyło w tamtych czasach. Ja potrafiłem sam pracować, żona nie pracowała, bo dzieci były małe i budowałem jeszcze dom. A teraz co? Jestem tylko z żoną, nie powiem, że nie mam na chleb, ale za pracę, którą wykonuję, powinienem zarabiać trzy razy tyle.

11 przęsło
Praca jest – miejmy nadzieję, że pieniądze będą większe. Cudu nie będzie. Materialne zabezpieczenie jest najważniejsze, bo z tego tytułu ludzie sobie czasami życie odbierają.
Zawirowań w domu nie było żadnych, dochowałem się dzieci, wnuków. Jak będę na emeryturze pewnie na początku będzie mi stoczni brakowało, będę do niej przychodził, załatwiał jakieś dokumenty, ale mam domek na wsi i będę podążać bardziej w tym kierunku. Chcę się za-szyć. Działka, spacery po lesie, wnuki zrekompensują mi brak stoczni. Zdrowie żeby tylko dopisało.


12 przęsło
Jestem zadowolony o tyle, o ile. Patrząc na zarobki prominentów, są one dużą odskocznią w stosunku do zarobków ciężko pracujących ludzi. Jeżeli jest to biznes prywatny, można to zrozumieć i oko przymknąć, ale jeśli pieniądze idą z budżetu państwa i dany pracownik bierze krocie, a inny pracujący w służbie zdrowia, oświacie, dostaje 800 złotych, to nie jest to sprawiedliwe i ludzi boli.
Wiadomo, to jest polityka, do polityki się nie mieszamy. Ogólnie gros ludzi jest nastawione na pracę i nic więcej.
Sprzedaż stoczni boli stoczniowców. Został przekazany majątek stoczni, wypracowany przez na-szych dziadów i to tak lekką ręką ktoś się pozbył terenów, maszyn, budynków.
Jak jest praca, jest zapewnienie tego bytu rodzinie, to ma się poczucie spełnienia, że może utrzymać rodzinę to znaczy, że wszystko się toczy normalnie.



13 przęsło
W ‘97 roku, kiedy wszyscy byli zwolnieni, nikt nie wiedział czy stocznia będzie istniała. W moim przypadku trwało to około miesiąca. Jako jeden z pierwszych pracowników zostałem przyjęty do pracy z powrotem. Nawet znalazłem sobie nową pracę, na wypadek gdyby ze stocznią nie wypaliło, ale, że wszystko potoczyło się normalnym trybem i stocznia zaczęła istnieć od nowa, mogłem spokojnie kontynuować swoją pracę. Bo kierunek jest jeden, ten zakład jeden i do końca jeden. A jak nie ma pracy to wtedy szuka się tej innej możliwości.

14 przęsło
W tym roku, w tym miesiącu mam jubileusz 35 lat pracy. Praca toczy się w trybie normalnym.
Mam nadzieję doczekać się wieku emerytalnego, który będzie spełniał wszystkie warunki do odejścia ze stoczni. Wtedy człowiek jest psychicznie zadowolony. Jeżeli chce się wcześniej odejść, to trzeba się psychicznie nastawić i samemu tego chcieć, bo gdy jest się wytypowanym do odejścia, to człowiek czuje się odrzucony.
Jak się jest młodym, kiedy człowiek zaczyna pracę, to lata szybko lecą, człowiek nawet tego nie liczy. W pewnym momencie, jak się obejrzy się za siebie, jak już dzieci podrosną, pojawią się wnuki, patrzy, że szybko to zleciało i w ten czas zaczyna robić rachunek sumienia, co było, jak było, czy jest się zadowolonym czy nie?

15 przęsło
Nie pochodzę z Gdańska, jestem ze środkowej Polski. Wychowałem się na wsi, dużo żartowałem, zawsze byłem taki odważny, chciałem być w zasadzie wszystkim. Przyjechałem tu kiedyś, żeby zobaczyć morze, no i skończyłem w stoczni. Zanim tu przyjechałem, nawet nie wyobrażałem sobie, jak to wszystko może wyglądać. Teraz stocznia jest dla mnie jak rodzina.
Przeżyłem prawie całą jej historię, brałem udział w demonstracjach. Nie odgrywałem jakiejś ważnej roli podczas strajków. Jak miał być strajk, to wszyscy szli strajkować. Ludzie naprawdę się wtedy bali, nie było miejsca na marzenia czy plany.
Do stoczni jestem bardzo przywiązany. Nie dostajemy pensji czasem przez parę miesięcy, ale i tak ludzie przychodzą pracować.

16 przęsło
Nie pochodzę z Gdańska, jestem ze środkowej Polski. Wychowałem się na wsi, dużo żartowałem, zawsze byłem taki odważny, chciałem być w zasadzie wszystkim. Przyjechałem tu kiedyś, żeby zobaczyć morze, no i skończyłem w stoczni. Zanim tu przyjechałem, nawet nie wyobrażałem sobie, jak to wszystko może wyglądać. Teraz stocznia jest dla mnie jak rodzina.
Przeżyłem prawie całą jej historię, brałem udział w demonstracjach. Nie odgrywałem jakiejś ważnej roli podczas strajków. Jak miał być strajk, to wszyscy szli strajkować. Ludzie naprawdę się wtedy bali, nie było miejsca na marzenia czy plany.
Do stoczni jestem bardzo przywiązany. Nie dostajemy pensji czasem przez parę miesięcy, ale i tak ludzie przychodzą pracować.

17 przęsło
Chciałbym dopracować do emerytury, nadal na stoczni, i żeby nadal budowano tu statki. Przecież zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał je kupić.
Teraz buduję dla siebie dom, niedługo się przeprowadzam. Jest jeszcze dużo do zrobienia, więc nad tym zazwyczaj pracuję po pracy. To będzie taki rodzinny dom – dla mnie, moich dzieci, które są już dorosłe. Często sobie żartuję, lubię podowcipkować. Moi koledzy to lubią.
Jeśli chodzi o marzenia, to chciałbym w końcu pojechać na jakieś wakacje zagranicę. Nie do pracy, tylko normalnie – pozwiedzać, poznać inne kultury, zwyczaje. Chciałbym mieć taką spokojną emeryturę, odpocząć.

18 przęsło
W stoczni pracuje od ‘63 roku. Kiedy zaczynałem miałem skończone 14 lat i bujałem w obłokach. Tęskniłem za domem, za matką. Mieszkałem wtedy u rodziny. Wróciłem z ferii świątecznych, taki jakiś żal mnie ogarnął, płakałem jak bóbr, nie mogłem się opanować.
Nie myślałem, że tak długo tu przepracuję. 42 lata w jednym miejscu. Zasiedziałem się i tyle.
Jakaś cząstka mnie jest w każdym statku. Nawet jest taka trochę radość, jak statek przypływa na remont do naszej stoczni.
Na pewno będzie mi tego miejsca brakowało. Na emeryturze nie wiadomo, co ze sobą zrobić, brak tego rytmu: rano wstaje się, idzie się do pracy, wraca się.

19 przęsło
Do stoczni przyciągnęła mnie ciekawość świata i koledzy, którzy wcześniej zaczęli tu pracować. Był 1972 rok. Mieszkałem wcześniej na wsi i chciałem rozsławiać polski sport, chciałem grać w Arce Gdynia, chciałem naprawiać telewizory, ale nie dane mi było. Byłem niepoprawnym romantykiem. Przeczytałem Mewy i tak bardzo zatęskniłem za klimatem portowej dzielnicy, morza, a stocznia dawała mi taką bliskość wraz z szansą stabilności życiowej.
Stocznia była dużym wyzwaniem dla młodego człowieka i dlatego zdecydowałem się, że tu-taj zostanę i nie żałuję. Zaczęła mnie wciągać praca, wielkość różnych rozwiązań politycznych, wielkość samego zakładu, gdzie huk był od rana do wieczora, właściwie 24 godziny na dobę. Doceniano wkład młodych ludzi, stawiano przed nimi nowe wyzwania. Wspierano, gdy ktoś chciał się uczyć w szkole średniej, chciał iść na studia. Moi nauczyciele sami ciężko pracowali żeby mi ułatwić naukę. Za to jestem im wdzięczny do dziś. Niektórzy żyją, niektórzy nie, mają satysfakcję, że wychowali człowieka, który jest teraz ich przełożonym, a ja mam w stosunku do nich satysfakcję czysto ludzką, że nie zmienili się przez cały ten czas i na sam widok aż łza mi się w oku się kręci, bo spędzamy życiorys w symbiozie ze sobą.
Stawiałem przed sobą zadania z najwyższej półki i one pozwalały mi mieć satysfakcję z ciężkiej pracy, ale też satysfakcję moralną. Bo czułem, że wraz z moimi przyjaciółmi podnosimy poziom intelektualny, zdobywamy wiedzę, sposób patrzenia na świat, a może nawet więcej widzimy w tym świecie niż człowiek, który się zaszufladkował i bał się wyzwań. Chciał pracować tylko w systemie nakazowym. Życie wtedy nie zmuszało do samodzielności. Teraz, kiedy zmusza, ludzie, którzy wtedy nie zaryzykowali, są zagubieni. Nie wykorzystali swojej szansy, a ona uciekła gdzieś bezpowrotnie.

20 przęsło
Miałem 22 lata, kiedy zacząłem pracować w stoczni. Pochodzę spod Gdańska. Najpierw dojeżdżałem do pracy, miałem pociąg 3:45. Chodziłem do wieczorowego ogólniaka i go skończyłem, kurs mistrzowski zrobiłem. Inni moi koledzy dojeżdżali spod Pelplina, z całych Kaszub, autobusami, pociągami. Ludzie spali w pociągach. Ja np. nauczyłem się, ale to jak do szkoły zacząłem dojeżdżać, spać na stojąco w pociągu, opierałem się o ścianę czy o okno, czy o kogoś i kimałem. Parę miesięcy tak dojeżdżałem. W końcu podszedłem na kwaterę. Stocznia w tamtych czasach opiekowała się każdym pracownikiem, dawała mieszkanie. Ludzie dostawali skierowania na pokój, czy do hotelu robotniczego.
Stocznia przyjmowała wszystkich, ludzi bez zawodu, z więzień. Przyjeżdżali chłopacy ze wsi z głębi Polski, z radomskiego, lubelskiego, kieleckiego. Przyjeżdżali jedną walizką, a nawet bez walizki i po kilku latach mieszkali po kwaterach, dostali mieszkania, znaleźli tu żony. Można powiedzieć, że znaleźli tu drugi dom.
Ludzie spędzali większość czasu w stoczni. Ja miałem przepracowane w każdym miesiącu po około 350 godzin. Tak, że jeżeli się to przeliczyło, to wychodziło po 12 godzin łącznie z sobotami i niedzielami.
Ludzie, którzy pracowali w brygadzie, wiedzieli o sobie wszystko, chyba, że ktoś akurat się maskował, ale to były wyjątki. Ile kto miał dzieci, kto gdzieś tam miał kochankę, nie było tajemnic, ktoś pieniądze przepił, nikt się z tym nie ukrywał, no stało się. Ludzie przychodzili rano z izby wytrzeźwień. Byliśmy kolegami z pracy, znaliśmy się. Szło się razem na piwo, na wódkę, niektórzy się nawet prywatnie spotykali.
Do dziś dnia utrzymujemy kontakty, to jest właśnie ten fenomen, że jak się spotykamy, pierwsze jest – cześć, cześć, co słychać, kto umarł ostatnio? Ludzie, którzy już 20 lat w stoczni nie pracują, na pogrzeby chodzą. Jest taki jakiś mentalny obowiązek wśród stoczniowców. Przyjeżdżają nawet ci, co już wiele lat oderwani są od stoczni, na rentach chorobowych, czy wiekowych i ci ludzie sami tą więź utrzymują.


21 przęsło
Najszczęśliwszy moment w stoczni to jak były wodowania, a najlepiej to takie boczne, może to dlatego, że jest taki efekt. Ale też było to uczucie, że nasza praca spływa do wody i nie tonie. Była satysfakcja z tego. Czułem szczęście, jak udało się zakończyć jakąś robotę, jeżeli nawet się człowiek napracował w ciągu dnia. My jesteśmy tacy przywiązani, nie wiem, czy to historia, czy system nas tego nauczył. Nie jesteśmy wyrachowani finansowo. Żeby tylko robotę zrobić, pieniądze skasować, cześć, do widzenia. Nie! Myśmy przychodzili, pamiętam, nieraz godzin już nie było na daną robotę, a się przychodziło, żeby tylko skończyć. Bez względu na to, czy majster załatwił jakieś godziny na tą robotę, czy nie załatwił, ale żeby zrobić. W stoczni przepracowałem 15 lat i teraz, mimo że 9 lat już w niej nie pracuję, to jak gdzieś jestem, nawet w innej stoczni, mówię: u nas w stoczni, a później sam się łapię za język, przecież to już nie moja stocznia. Teraz pracuję na rzecz stoczni. Jestem podwykonawcą, ale cały czas czuję do niej sentyment, najlepiej się tu czuję. Ja tak czuję, ale widzę, że inni mają to samo. To chyba taka nasza tradycja narodowa, słowiańska, że jesteśmy tacy, a nie inni.

22 przęsło
Pracuję z 40 osobową grupą ludzi. Znam ich problemy, znam ich rodziny, wiem, w jaki sposób przychodzą do pracy i potrafią naprawdę zrobić cuda, tylko muszą mieć pewność, że za przepracowaną pracę dostaną godziwe pieniądze, te, które są umówione. Nie żądają cudów.
Ludzie są normalni, czasami chcieliby pochwalić się własną pracą, bo na co dzień w pogoni za pieniądzem przełożeni nie mają czasu nawet porozmawiać ze wszystkimi, a tym bardziej o rzeczach niezwiązanych z tempem pracy, z terminami.
Każdemu etapowi w moim życiu towarzyszyła praca zawodowa, pewnie jak przejdę na emeryturę pojawi się nostalgia, żal. Jak gdzieś będę na spacerze w Gdańsku i zobaczę dźwigi będzie mi się przypominała własna historia, a jak usłyszę mewy, to one też mi będą mówiły, że zostawiłem tutaj trochę własnej inwencji, że jak spotkam ludzi, z którymi pracowałem, będziemy mieć do siebie szacunek, bo w tej chwili zwykle spotykamy się przy okazji smutnych uroczystości typu pogrzeb, wszyscy jak mąż stawiają się jak gdyby na ostatnią wartę, na ostatnie spotkanie. I to jest bardzo budujące. Zawsze te uroczystości bardziej wzmacniają nasz szacunek do samego siebie, do życia, do przemijania.


******



Od muralu Iwony Zając do „Stoczni w eterze”. Zapis historii i historia zapisu.

Grzegorz Borkowski 27.05.2013. Link