Tytu³: ekologia i sztuka - Think tank feministyczny :: Kate Millet – Teoria polityki pÅ‚ciowej

Dodane przez Julia Kubisa dnia 26-02-2009 19:55
#1

ale musza to byc dzieci z "prawego loza" albo nawet z jakiegokolwiek loza, a nie z in vitro, jak sie moglismy ostatnio przekonac, co swoja droga bylo bardzo ciekawe, ze dyskurs narodowego kryzysu demograficznego jednak nie dopuszcza wszystkich dzieci - moze ma to jakis zwiazek z wyobrazniem natury

Dodane przez AJO dnia 26-02-2009 19:56
#2

Katarzyna Szumlewicz napisał/a: Być może nie rekonstruuję tego właściwie, ale chodzi o to, że w rozmaitych dyskursach kobietom przypisuje się akurat mniej cenione umiejętności i potem i tak okazuje się, że nawet w zakresie tych umiejętności dominują mężczyźni. Jednak ważniejsze jest to, co się za tym kryje, to, czego zasłoną są rozmaite ideologie. A jest tym praca kobiet, w ogóle praca, wartościowana negatywnie, dobra dla kobiet właśnie. Sandra Harding pisze o reklamach, ze nie tylko przypisują kobiety do prac domowych, ale jeszcze przedstawiają te prace jako głupie, gdy tymczasem są to prace niezbędne dla przetrwania gatunku. W ogóle pogarda dla ciężkich, czasochłonnych prac, charakterystyczna dla liberalnego kapitalizmu z jego kultem mobilnej jednostki jest czymś, co należy mocniej uwzględniać w analizach dzisiejszego kształtu patriarchatu.

masz chyba rację z tymi mniej wartościowymi...chociaż zastanawiam się czy nie lepiej określić to nie jako przypisywanie pewnych, ale obdzieranie ich z tych bardziej wartościowych...Mężczyzna ma prawo wyboru- kobiecie dostępne są tylko niektóre...

Harding ma rację- dwie moje "ulubione" reklamy: kochanie przez gotowanie - cała ta rodzina, a szczególnie matka to po prostu idioci... i reklama czegoś na kamień w pralkach i ten tekst: to tak jakby pozwalała pani dziecku jeździć bez kasku i matka na to zatrwożonym tonem "nigdy!".....

Dodane przez EwaCh dnia 26-02-2009 19:59
#3

W odpowiedzi na post Megi - jesli sa takie mozliwosci, zeby kredyt mogly brac inne pary niz malzenskie, to tylko posrednio moze miec efekt na zmiekczenia patriarchatu. W ekonomii/na rynkach to co nazywamy patriarchatem czy meskim przywilejem operuje inaczej, ekonomiczny patriarchat jest powiazany z kontrola nad generacja zysku, i kontrola nad dystrybucja dochodow, akumulacja kapitalu - czasem i energia ciala wmontowanego w system do pomnazania zyskow.

Dodane przez Emilia Korytkowska dnia 26-02-2009 20:02
#4

Katarzyna Szumlewicz napisał/a:
A jest tym praca kobiet, w ogóle praca, wartościowana negatywnie, dobra dla kobiet właśnie.


Swietnie powiedziane, faktycznie, praca kobiet, tak jak i polityka, i zycie publiczne w ogole zostalo zdefiniowane przez patriarchalna kulture, i historycznie przez dlugi czas ksztaltowane bylo wylacznie przez heteroseksualnych mezczyzn, i wylacznie w ich rozumieniu pracy, i wartosci, ktore praca powinna z soba niesc.

Dodane przez marzena25 dnia 26-02-2009 20:02
#5

I co ciekawe, kiedy mowa o kryzysie demograficznym, nie mowi sie wprost, ze chodzi "nam" o POLSKIE dzieci, z krwi, i kosci, i tradycji polskiej. Ze wlasnie takie dzieci trzeba nam rodzic.

Takie właśnie dzieci mają rodzić Polki również dlatego, aby przeciwstawić się "cywilizacji śmierci", która reprezentuje cywilizacja zachodnia.

Dodane przez kasia dnia 26-02-2009 20:04
#6

Julia Kubisa napisał/a:
ale musza to byc dzieci z "prawego loza" albo nawet z jakiegokolwiek loza, a nie z in vitro, jak sie moglismy ostatnio przekonac, co swoja droga bylo bardzo ciekawe, ze dyskurs narodowego kryzysu demograficznego jednak nie dopuszcza wszystkich dzieci - moze ma to jakis zwiazek z wyobrazniem natury


natury, ale tez moralnosci. Gdy analizowalam teksty o aborcji i reprodukcji z Naszego Dziennika uderzajace bylo, jak silne bylo powiazanie dyskursu narodowosciowego, demograficznego i moralnego wlasnie.

Dodane przez kasia dnia 26-02-2009 20:10
#7

Katarzyna Szumlewicz napisał/a:

Chętnie bym podjęła wątek społeczności imigranckich, tylko czy mogłabyś go rozwinąc? Bo na razie nie widzę związku, tak naprawdę imigranci są ogromnie potrzebni, do pracy właśnie, tylko nie należąc do "narodu" nie są wzywani do rozmnażania, niemniej to jest uwzględniane, a już czy będą przyjeżdżać wciąz nowi czy tu się rodzić jest "obojętne", byle byli gotowi za głodową płacę pracować w przyszłości na "nasze dzieci".


Bo te dyskursy sa niespojne i wewnetrznie sprzeczne. To troche tak, jak Millet pisala o "nieczystych" kobietach czy czarnoskorej sluzbie, odpowiedzialnych za przygotownaie jedzenia, ale niedopuszczanych do stolu. Imigranci moga byc dopuszczeni jako sila robocza, ale nie jako pelnoprawni czlonkowie narodu. Nie tylko zreszta jako tania sila robocza. Dyskusje o fabrykach prowadzonych przez np. Koreanczykow pelne sa z kolei odniesien do "obcych wyzyskujacych Polakow".

Dodane przez KasiaM dnia 26-02-2009 20:11
#8

Katarzyna Szumlewicz napisał/a:
Kasiu M. , masz rację, ale chyba nie do końca. Bo owszem, podejście jest bardzo ważne, ogromnie się liczy to, co nam się od dzieciństwa wpaja. Niewmniej przemiany w "bazie" ekonomicznej wydają mi się ważniejsze niż narzucane wzorce. Dziś już np. mało kto uważa dziewictwo za podstawę honoru, bo dziś jest inny kształt małżeństwa. Tak samo z macierzyństwem. Wmawia nam się mnóstwo rzeczy, ale ich podstawą jest nierówność ekonomiczna, uzależnienie kobiety w ciązy i z dzieckiem od mężczyzny. ...

Ale gdyby tak było to skąd brałyby się nierówności w rodzinach kobiet dobrze zarabiających i niezależnych finansowo? A stereotypy odnośnie kobiet na wysokich stanowiskach ? Wydaje mi się że samowystarczalność finansowa kobiet jest niezbędna ale nie jest też gwarancją partnerstwa w związku ani równości w miejscu pracy. Więc może nierówność generowana jest też przez coś jeszcze co jest poza sytuacja ekonomiczną ?

Dodane przez Emilia Korytkowska dnia 26-02-2009 20:11
#9

Co do imigrantow, to chodzilo mi o to, ze w dyskusjach nad spadajacym poziomem "rodnosci" kobiet nie bierze sie pod uwage kobiet z mniejszosci etnicznych, ktore maja nieuregulowany pobyt na przyklad, pracuja w szarej strefie (tu wchodzi sfera ekonomiczna), i generalnie ich obywatelstwo (citizenship) jest mocno ograniczone. Oczywiscie nie mowie, ze gdyby ich wliczyc w rachuby demograficzne, to nagle poziom przyrostu naturalnego bylby calkiem inny, ale przynajmniej nie mozna by bezkarnie i na okraglo mowic, ze kobiety nie rodza dzieci, bo sie ksztalca, pracuja, i dopiero jak sie "dorobia odkurzacza" (mam nadzieje, ze wiecie, do ktorej reklamy "spolecznej" nawiazuje), zaczynaja myslec o dziecku.

Gdyby w obraz wlaczyc rodziny imigranckie w Polsce, albo rodziny osob rozwiedzionych, w ktorych sa dzieci z pierwszego i drugiego malzenstwa, przekaz na temat demograficznych wzorcow w Polsce wygladalby inaczej.

Dodane przez Emilia Korytkowska dnia 26-02-2009 20:14
#10

Czy uwazacie, ze istnieje możliwość negocjowania ról w systemie patriarchalnym, o ktorym pisze Millet? Być może to właśnie ta możliwość negocjowania ról sprawia, ze patriarchat stale się reprodukuje i nigdy nie można z niego wyjsc calościowo?

Dodane przez marzena25 dnia 26-02-2009 20:27
#11

Millet pisała o trzech charakterystycznych dla patriarchatu konstruktach - statusie, roli płciowej , temperamencie. Czy patriarchat nadal funkcjonuje także dlatego, ze istnieje możliwość negocjowania ról ?
Prawdopodobnie jego reprodukcja jest zwiÄ…zana z tym procesem.

Dodane przez Emilia Korytkowska dnia 26-02-2009 20:45
#12

Mizoginia i backlash jako wspolczesne formy walki patriarchatu? z czym? nie chce powiedziec "z feminizmem", przychodzi Wam do glowy bardziej rozwinieta odpowiedz?

Dodane przez Emilia Korytkowska dnia 26-02-2009 20:47
#13

I jeszcze jedno pytanie:

Konstruowanie płci w oderwaniu od instytucji jest niemożliwe, bez osadzenia w relacjach rodzinnych, państwowych, narodowych, religijnych w ogóle nie można mówić o kobiecości i męskości. Czy uwazacie, ze przeobrażanie instytucji jest też drogą do przeobrażania modeli kobiecości i męskości oraz relacji między nimi? Jaka jest rola przemian strukturalnych w kształtowaniu ról kobiecych i męskich (vide: urlopy ojcowskie w Norwegii). W jaki sposób można doprowadzać do zmian strukturalnych, instytucjonalnych?

Dodane przez kasia dnia 26-02-2009 20:51
#14

Emilia Korytkowska napisał/a:
Czy uwazacie, ze istnieje możliwość negocjowania ról w systemie patriarchalnym, o ktorym pisze Millet? Być może to właśnie ta możliwość negocjowania ról sprawia, ze patriarchat stale się reprodukuje i nigdy nie można z niego wyjsc calościowo?


Moze to bardziej kwestia tego, ze patriarchat jest systemem, co oznacza, ze nie polega po prostu na tym, ze jakis tam zly mezczyzna wykorzystuje jakas tam biedna kobiete (lub: wielu mezczyzn i wiele kobiet). Negocjowanie oczywiscie moze spowodowac, ze na pewnym poziomie patriarchat sie zachwieje (na przyklad w egalitarnej rodzinie, ktora rowno sie dzieli obowiazkami itp), ale na ile ma to znaczenie dla patriarchatu jako systemu? Kobiety ciagle beda postrzegane jako odpowiedzialne za opieke i podporzadkowane, mezczyzni beda systemowo na uprzywilejowanej pozycji (czy tego chca, czy nie). Moze to kwestia masy krytycznej? Moze jesli np. 90 procent ojcow bedzie szlo na urlopy ojcowskie itp, to cos bedzie moglo zaczac sie zmieniac? Patriarchat istnieje poprzez instytucje, bez przemian instytucjonalnych niewiele mozna... Nie wiem, jak duze znaczenie ma tu mozliwosc negocjownaia lub jej brak.

Dodane przez magdalenaO dnia 26-02-2009 20:52
#15

Katarzyna Szumlewicz napisał/a:
Widać to w każdym mizoginicznym dyskursie, bo dziś mizoginia to już nie tylko przejaw władzy, ale coraz częściej strachu przed utratą pozycji przez mężczyzn.

Mi się wydaje że mężczyźni też coraz cześciej czują się w przypisanej im patririachalnej roli "jak w klatce"

Dodane przez EwaCh dnia 26-02-2009 20:59
#16

Zeby doprowadzic do zmian potrzebne polityczne energie, uwolnienie wyobrazni (w tym z niewoli stereotypuSmile ale tez najpierw musimy umiec nazwac co nas zniewala, tzn m in. potrzbne sa dobre 'skrzynki z narzedziami'. u od Millet proponuje przejsc do Scott, ponad 15 lat roznicy i w miedzyczasie wzbogacenie dyskursy feministycznego o nowe narzedzia. Scott nie mowi juz o patriarchacie, ale o gender - spolecznie konstruowanych relacjach plci, jako relacjach wladzy, ktore sa zalozycielskie wobec innych relacji wladzy czy instytucji spolecznych. Moz ewarto te dwie analizy polaczyc? Z tym ze za patriarchat trzeba sie wziac z nowymi narzedziami, ktore mamy dzisiaj do dyspozycji. A wspolne dla obu tekstow jest takze podejscie do patriachatu jako sytemu relacji wladzy czy gender jako relacji wladzy.

Oprocz socjologicznej perpsektywy, o ktorej duzo dzis wieczorem rozmawialysmy, aktualne wydaja mi sie takze zwiazki patriarchatu z (wielopostaciowÄ…) przemocÄ…

Dodane przez EwaCh dnia 26-02-2009 21:00
#17

EwaCh napisał/a:
Zeby doprowadzic do zmian potrzebne polityczne energie, uwolnienie wyobrazni (w tym z niewoli stereotypuSmile ale tez najpierw musimy umiec nazwac co nas zniewala, tzn m in. potrzbne sa dobre 'skrzynki z narzedziami'. Od Millet proponuje przejsc do Scott, ponad 15 lat roznicy i w miedzyczasie wzbogacenie dyskursu feministycznego o nowe narzedzia. Scott nie mowi juz o patriarchacie, ale o gender - spolecznie konstruowanych relacjach plci, jako relacjach wladzy, ktore sa zalozycielskie wobec innych relacji wladzy czy instytucji spolecznych. Moz ewarto te dwie analizy polaczyc? Z tym ze za patriarchat trzeba sie wziac z nowymi narzedziami, ktore mamy dzisiaj do dyspozycji. A wspolne dla obu tekstow jest takze podejscie do patriachatu jako sytemu relacji wladzy czy gender jako relacji wladzy.

Oprocz socjologicznej perpsektywy, o ktorej duzo dzis wieczorem rozmawialysmy, aktualne wydaja mi sie takze zwiazki patriarchatu z (wielopostaciowÄ…) przemocÄ…

Dodane przez Emilia Korytkowska dnia 26-02-2009 21:03
#18

Wybila 22.00. Dziekuje za ciekawa i stymulujaca dyskusje, i na tym i na pozostalych watkach. Forum pozostanie otwarte na nowe posty, jesli ktos bedzie chcial skomentowac, podzielic sie refleksjami w pozniejszym czasie.

Wielkie dzieki, i do "zobaczenia" za tydzien o tej samej porze!!!!

Dodane przez Emilia Korytkowska dnia 26-02-2009 21:11
#19

Katarzyna Szumlewicz napisał/a:
Backlash jest nie tylko wobec feminizmu, ogólnie wobec przemian, rozmaitych, chociażby socjaldemokratycznej polityki i liberalizmu "obyczajowego" (cudzysłów, bo to nie dotyczy tylko obyczajów), traktowanych - czasem słusznie, czasem też niesłusznie - jako zagrożenie dla męskiej władzy.

A że patriarchat uwiera też wielu mężczyznom - oczywiście!


Backlash jest zatem narzedziem wspolczesnego patriarchatu. Zastanawiam sie, jak mozna skutecznie walczyc z backlashem?

Dodane przez EwaCh dnia 26-02-2009 21:47
#20

a czy wiemy skad sie backlash bierze? Scott (idac sladem Foucaulta) pisala, zeby zrozumiec przyczyny czgeos, trzeba zadawac pytania o to jak to się stało, jak bylo mozliwe. Ale w gre tez chodzi chyba szerszy kontekst powrotu 'do średniowiecza' ktory widac w wielu obszarach publicznego dyskursu.